niedziela, 20 marca 2011

no i miałem już naprawdę nie pisać tutaj, ale do tablicy wywołał mnie niejaki Legutko, dopisujący do swojego nazwiska profesor, bo myślał, że to mnie przestraszy, skurczy, w pokłony dla tytułu skłoni czy coś tam jeszcze, ale za długo na tym świecie żyję i niejednego profesora już widziałem i słyszałem, więc mnie to nie rusza. Otóż ten niejaki Legutko zjeżdża takich jak ja w swoim blogu w salonie24, pisząc, że Ci, co im się obie strony naszej kochanej sceny politycznej nie podobają, sami siebie oszukują. O ty profesor, pomyślałem sobie, kolejny, który próbuje ustawiać ludzi tłumacząc, że to on jest 'rzecznikiem' prawdy jedynej.

Kolejny kibol obecnych przepychanek, który w czasach 'dobrego socjalizmu' przyswoił sobie przekonanie, że można ludziom narzucać punkt widzenia i ich obrażać, gdy mają inne zdanie.

A na razie mamy nieudaczników kontra populisto-paranoików (nie obrażam, tylko oceniam za działania).

Coś jakby ONZ kontra Unia Europejska, tylko w wydaniu drużyn podwórkowych.

Zresztą ONZ popisała się odyseją, ani kosmiczną, ani homerowską, ani komiczną. Taką w stylu naszego rządu (dopalacze, fotoradary i setki innych przykładów).

Ale dla miłośników kotów jest też dobra wiadomość - okazało się, że kot andyjski zamieszkuje nie tylko wysokie Andy, ale i w Patagonii można go znaleźć. Co prawda wolałbym wiadomość, że Polska może też mieć jakieś normalne rządy, ale jak widać, w XXI wieku łatwiej o odkrycie jakiegoś nieznanego zwierzaka.

Tylko Japonii szkoda.

Dobranoc.