poniedziałek, 31 października 2011

Moje demony 1. - reklamy

Będąc osobnikiem o wielu ułomnościach, nie potrafiącym odciąć się od otaczającej rzeczywistości jak jakiś mnich pustelnik albo po prostu człowiek mądry, mam swoje demony.
Demony, które odzywają się we mnie, gdy z zewnątrz oddziaływają na mnie określone bodźce.
Zacznijmy od czegoś, co występuje dość powszechnie i z czym spotykamy się prawie wszyscy, ale wielu z nas doskonale sobie z tym radzi. W przeciwieństwie do mnie.

Reklamy telewizyjne i radiowe. A wszystko rozpoczęło się w lecie, gdy dużo podróżowałem samochodem służbowym z zepsutym CD. Był to okres reklam ciamkających. Cały pomysł polegał na tym, że ktoś gadał z pełnymi ustami jakie to dobre żarcie jest np. na stacjach benzynowych. Dno? Dno. W moim przypadku skutek był taki, że nie kupię nigdy żadnego żarcia na stacji, bo zaraz przypomni mi się ciamkający idiota.

Następnie telewizja zaczęła aplikować nam reklamy różnych środków na kłopoty żołądkowe. Reklamy były na przemian - raz środek na zaparcia, raz na sraczkę. Na przykład pani z zaparciem brała środek i zaraz potem wskakiwała do basenu - miałem wizję, jak tej pani puściło zaparcie i poszła po nim porządnie się obmyć. Tylko dlaczego w publicznym basenie? Z litości nie przytoczę nazwy tak skutecznego środka. 
No chyba, że ta pani zaraz wzięła środek z następnej reklamy i skutecznie ją wstrzymało. Nie wiem. To skomplikowane.

Mamy też reklamy środków na odchudzanie, wyzywające osoby o większej tuszy od świnek i hipopotamów (Dno? Dno.) I reklamy, w których pewne osoby, które po nadmiernym nażarciu się, jedzą cudowny jogurt czy inne coś i już są lekkie jak piórko. Oczywiście subiektywnie bo w ich przypadku lepiej byłoby nie pchać tyle w siebie. Zdrowia szkoda. I lekkie jak piórko nie będą, nawet jakby zjadły 10 opakowań takiego 'cudownego' środka.

No i wkurzją mnie banki, providenty i im podobni, namawiający do brania kredytów ;-). Znajdą wielu takich, których potem będą wierzyciele ścigali. No tak, było myśleć, zamiast ulegać reklamom.

No dobra, są też reklamy, które lubię. I mogę je oglądać nawet 5 razy dziennie. Bo mi się podobają. Oczywiście nie mają żadnego wpływu na moje zakupowe wybory, ale przynajmniej nie powodują mojej niechęci do reklamowanych produktów. Po prostu inteligentne etiudki filmowe. Od pewnego czasu dobrą passę mają tutaj operatorzy komórkowi, producenci samochodów, mój ulubiony Castrol, którego produktów nie używam, czy reklamy Axe z pięknymi aniołami ;). Przyjemność oglądania ich reklam jest jedynym, dla mnie, uzasadnieniem istnienia reklam w ogóle. 

Aha, moje koty nie kupowałyby whiskasa, nawet nie chcą go powąchać ;-)))

cd. Właśnie dowiedziałem się z reklamy pewnej znanej firmy od drukarek, że różnica między formatem A4 i A3 to 141%. Matematyczne matoły? Dokładnie. Jakby nie liczyć, po powierzchni czy po przekątnej, to takiego wyniku nie otrzymamy.

I trafia mnie jak słyszę 'pij gorący do kanapki'.