wtorek, 21 grudnia 2010

Święta się zbliżają wielkimi krokami, a ja co? Przez zbroję, którą zrobiłem na wszelki wypadek, coby mnie Carlito nie dorwał, nie wyszedłem świętom na przeciw. Zresztą, kto by się przeciwiał świętom. Ale dość gnuśności - nie będę nikogo naśladował, a naszego rządu w szczególności. Chociaż jako urodzony leń, nie mam nic przeciw lenistwu, ale tylko w życiu prywatnym, a szczególnie moim.
Zresztą, mając w domu dwa kotowate i spędzając z nimi sporo czasu, wczuwam się w ich rytm dnia coraz bardziej - 5 godzin snu, pobudka (przeciąganie się, słodka sprawa), posiłek, 5 godzin snu itd. Prawda, że fajne?
Spędzanie czasu z kotowatymi czyni jeszcze jedno wielkie dobre dla naszej duszy, kto wie czy nie najważniejsze. A mianowicie mają one w bardzo głębokim poważaniu całą politykę, która miejscami, w naszym swojskim polskim wydaniu zahacza o ideologię. Bez której pewne istoty ludzkie żyć nie mogą. Nie wiem czy to wynik tego, że duża część z nich wychowywała się w skrajnie zideologizowanym okresie komunistycznym - nie wiem, bo fascynację ideologią we własnym myśleniu zauważyć można u części młodych publicystów, zarówno mediów wrażych, jak i niewrażych. Może to taka ludzka potrzeba, co skłaniałoby mnie do zmiany gatunku na kotowate. Bo zaczynam coraz gorzej reagować na wszelkie ideologiczne nutki. Nie wiem tylko, czy to możliwe. Można sobie zmienić płeć, narodowość, nazwisko, twarz, ale to mnie akurat nie interesuje. Zresztą trudno mi siebie wyobrazić, jako chińską kurtyzanę nazwiskiem, powiedzmy, Liu, o twarzy, powiedzmy, pani Fotygi, bo na nic sensowniejszego mojej twarzy przerobić się nie da. Chciałbym po prostu zmienić gatunek. I usunąć raz na zawsze ze swojego horyzontu Jarosławów, Brudzińskich, Rogalskich, Kurskich, Michników i setki innych. Albo wprowadzę w życie, to, co już wziąłem sobie do serca - rady Henry'ego Davida Thoreau z jego "Życia bez zasad". Czyli zacznę udawać, że tego nie ma.
Mnie też nie ma.

Brak komentarzy: